Rower miejski we Wrocławiu nie pojedzie daleko

Darmowy system rowerów miejskich we Wrocławiu był doskonałym pomysłem na ożywienie mieszkańców, a przy tym idealnie wkomponował się w działanie komunikacji miejskiej. 

Od jakiegoś czasu pojawiały się jednak głosy, że urzędnicy chcą zrezygnować z opłacania systemu rowerów miejskich we Wrocławiu. Wreszcie stało się jasne, że miasto nie chce finansować wypożyczalni, a jedynym rozwiązaniem jest sprzedaż 17 istniejących stacji i komercjalizacja systemu.

Wrocław był prekursorem we wdrażaniu idei roweru miejskiego, która rozprzestrzeniła się po całym kraju. System oczywiście sprawdził się doskonale i odniósł duży sukces (ponad 50 tysięcy użytkowników i ponad 500 tysięcy wypożyczeni).Z darmowych rowerów korzystali głównie turyści, osoby, które nie dysponowały swoim jednośladem, studenci, dla których rower był doskonały do przemieszczania się po kampusach oraz kierowcy wolący krążyć po mieście jednośladem zamiast stać w korkach samochodem.

W minioną środę urzędnicy podjęli decyzję o sprzedaży 17 stacji roweru miejskiego, a to oznacza, że za jazdę jednośladami trzeba będzie płacić. W dokładnie taki sposób działają rowery miejskie w Sopocie, gdzie pierwsza godzina to koszt 8 złotych, a dla mieszkańców 4 złote.

We Wrocławiu darmowych było pierwszych 20 minut jazdy i właśnie z tego czasu korzystało aż 80% wypożyczających. Prawdopodobnie zwiększenie opłat spowoduje spadek korzystania z tych charakterystycznych, srebrnych pojazdów.

Zamiast brać przykład z Sopotu, urzędnicy mogliby skierować swoją uwagę na stolice. Tam system rowerów miejskich się zwraca pomimo, że pierwsze 20 minut finansowane są z budżetu miasta, a kolejna godzina kosztuje tylko 1 złoty. Powodem tak dobrego stanu jest ogromna ilość wypożyczalni (173) i rowerów (2600), które są 10 razy bardziej popularne niż te we Wrocławiu. Wielka skala działania oznacza zwrot kosztów.

Wrocławscy urzędnicy bronią się twierdząc, że plan zakładał ponad 100 stacji, jednakże po Euro 2012 inwestycja trochę zwolniła tempa, ponieważ brakło pieniędzy. Koszt utrzymania systemu wynosił około 400 tys. złotych rocznie. To nie wydaje się dużo przy 300 milionach przeznaczanych na transport publiczny.

Mieszkańcy, którzy docenili w ciągu tych kilkunastu miesięcy jednoślady oferowali nawet pomoc materialną, która jednak została odrzucona. Po takich decyzjach boją się, że po wykupieniu przez prywatną firmę nowe stacje nie będą powstawać tam, gdzie są rzeczywiście potrzebne.

Mimo wszystko życzymy pozytywnego obrotu sprawy!

Redakcja serwisu Escapador.pl