Rosyjska Arktyka ? z Gdańska aż po granicę wiecznego lodu! Cz.7

To już ostatnia część relacji z rejsu, który w 2013 roku nominowany był do otrzymania Kryształowego Żagla w kategorii Impreza Turystyczna Roku. Mam nadzieję, że relacja przyniosła dużo nowych informacji i dostarczyła ciekawych wrażeń. 

Koniewiec
No i klops. Chleb się skończył. Jutro na wieczór będziemy w Schliesselburgu, a tam sklep tuż przy nabrzeżu. Ale na razie stoimy na Koniewcu, wyspie-sanktuarium przy zachodnim brzegu Ładogi. A tu, poza przepięknym, sosnowym lasem, malowniczym monastyrem i serwującą bliny z jagodami jadłodajnią dla pielgrzymów (turyści tu nie docierają) nie ma - dosłownie - nic. Głód raczej nam nie grozi - zapasy makaronu i ryżu jakbyśmy mieli jeszcze przez Atlantyk płynąć, ale... kto odważny powie załodze, że przez następne 30 godzin będziemy jeść tylko ryż?

 

Na nierównych deskach pomostu z łoskotem podskakuje przyczepka ciągnięta przez quada. Za kierownica czterokołowca brodaty mnich w przykurzonej riasie. Czarna ni to sutanna, ni to sukmana, przewiązana szerokim, skórzanym pasem niemal wlecze się po ziemi i co chwila grozi wplątaniem w koła. Ale duchowy ojciec niewiele sobie z tego robi i z rykiem silnika podjeżdża pod samą burtę cumującego obok nas kutra. Przyjechał zabrać materiały budowlane - monastyr jest intensywnie remontowany, cały dolny kościół już lśni. Nagle Żenia zrywa się z kokpitu i w ukłonach zwraca się do duchownego. Po chwili wraca dumny z siebie - mnisi w końcu też muszą skądś brać chleb, prawda? Oczywiście, w klasztorze musi być piekarnia...
 
Zdeterminowana ekipa w składzie Kapitan, Żenia-tłumacz i zaopatrzeniowiec żwawym krokiem udaje się w kierunku monastyru. Dziewczyn nie ma co zabierać - tutejszy klasztor ma bardzo surową regułę, nie tylko po cerkwi, ale i po klasztornych zabudowaniach kobiety muszą chodzić ubrane w długie spódnice i z szalem okrywającym głowę. Panowie będą czuli się zdecydowanie swobodniej. Główna brama klasztoru prowadzi na obszerny dziedziniec. Wielki zielony trawnik, gdzieniegdzie ocieniony rozłożystymi drzewami. Na środku malowana na biało i złoto cerkiew z błękitnymi kopułami. Z zewnątrz wygląda pięknie, ale w górnym kościele wciąż farba odpada z wiekowych polichromii. Ale tym razem od zabytkowych malowideł ważniejsze są półotwarte drzwi do klasztornej piekarni - o tam
 
W środku inny brodaty mnich, w sutannie całej oprószonej mąką, smaruje tłuszczem wielkie chlebowe formy. O tak, bardzo się cieszy, że pielgrzymi trafili do niego. Oczywiście, może poczęstować nas chlebem, ale dopiero za jakieś dwie, trzy godziny, jak się upiecze. No i tylko tu, na miejscu. Nie sprzeda, bo klasztor nie handluje chlebem - jakżeby to wyglądało? Podarować też nie może, bo jednak 6 bochenków zrobi sporą różnicę monastyrskiej kuchni.
Ot, patowa sytuacja...
 
Formy z chlebowym ciastem wylądowały w piecu, ale wydawało się, że nic z tych targów nie wyjdzie. No ale skoro trzeba poczekać na świeżutki chleb? Maciek sięgnął do plecaka, z którym przyszedł - i na stole pojawiła się butelka żubrówki. Ostatnia z zapasów uniwersalnej waluty wymiennej, zapakowanych jeszcze w Gdyni. Nagle wszystko stało się proste: mnich piekarz wyciągnął jakiś lekko zamączony stakańczyk, dookoła stolnicy stanęły cztery zydelki, bochny w piecu rosły aż miło? I nim żubrza trawka pozostała sama na dnie butelki, w plecaku zaopatrzeniowca było nie sześć, a osiem pachnących, gorących bochnów chleba.
 
Epilog
W październiku wypada oficjalnie zakończyć sezon żeglarski. To nic, że pływamy okrągły rok, ale jesienią jachty wychodzą z wody i trzeba jakoś to uczcić. Zlot jachtów - to chyba najlepszy sposób.

 

W tym roku po raz czwarty Kapitan zwołał na Zatokę miłośników żeglowania na Jachtach z Duszą - stalowych i drewnianych. We flotylli szesnastu jachtów zabrakło Piotra I ? nasi rosyjscy przyjaciele postanowili zimować w Tromso, za daleko, żeby w połowie października wybrać się do Gdańska ? i wrócić. Dobrze, że choć Elena mogła przylecieć. Ostatniego wieczora, w opustoszałej już tawernie, snuliśmy plany na przyszłe lato:
 
- Elenka, a myślisz, że za rok znów da się popłynąć przez Kanał?
- Dać się da ? ale wy nie macie dość Rassiji?
- Dość? Przecież w rosyjskiej Arktyce praktycznie nas nie było.
 
Tym razem nie zawrócimy w Archangielsku!


Kolejna edycja tego rejsu odbędzie się w tym roku i mam przyjemność poinformować, że są jeszcze miejsca na dwa etapy tej ekstremalnej wyprawy! Szczegóły znajdują się w linkach poniżej. 

Artykuły w tym samym cyklu: 
Rosyjska Arktyka ? z Gdańska aż po granicę wiecznego lodu! Cz.1
Rosyjska Arktyka ? z Gdańska aż po granicę wiecznego lodu! Cz.2
Rosyjska Arktyka ? z Gdańska aż po granicę wiecznego lodu! Cz.3
Rosyjska Arktyka ? z Gdańska aż po granicę wiecznego lodu! Cz.4
Rosyjska Arktyka ? z Gdańska aż po granicę wiecznego lodu! Cz.5
Rosyjska Arktyka ? z Gdańska aż po granicę wiecznego lodu! Cz.6