Nowa moda na luksusowe biwakowanie

Jak jest na biwaku każdy wie. Każdy, kto chodź raz rozbił namiot w lesie lub plaży i przeżył noc w śpiworze. Ta forma turystyki powoli zaczyna odchodzić do lamusa, a to za sprawą glampingu. 

Glamping to normalny biwak, który już powoli można określić mianem kultowego, tyle że w nowej odsłonie, która może nieco przytłaczać. Ideą tego sposobu spędzania wolnego czasu jest wypoczynek na łonie natury, ale w luksusowych warunkach godnych najlepszych hoteli na świecie.

Pierwsze oznaki tej formy turystyki pojawiły się ponad 100 lat temu, kiedy to Europejczycy i Amerykanie podróżowali po odległych zakątkach świata, ale za nic nie chcieli rezygnować z wygód, które mieli w domu. Oczywiście wtedy to nie nazywało się glampingiem, ale idea była podobna.

Odnowienie tego tematu miało miejsce kilka lat temu. W wielu krajach zaczęły pojawiać się oferty romantycznego noclegu np. w namiocie szejka (Botswana), domku na drzewie (Tajlandia), w tipi (Kornwalia) czy w ekskluzywnych kopułach z drewna (Szwajcaria). Wszystkie te miejsca mają wyposażenie jak w najlepszym hotelu – łazienkę z sauną i jacuzzi, kuchnię z pełną lodówką czy sypialnię z wielkim łożem.

W tym 'sporcie' ważna jest lokalizacja – im ciekawsza i bardziej ekstremalna, tym lepiej. Najlepszym przykładem jest oferta z Londynu na dachu hotelu, z którego widać panoramę miasta. W pakiecie jest koncert, nocleg i wystawna kolacja. Francja natomiast oferuje noc w igloo pod Mont Blanc.



Polska na razie jest daleko, ale powoli goni zachodnią konkurencję. Do najbardziej glampingowych miejsc należy Nałęczów i charakterystyczne domki na drzewie oraz mazurska Kocia Kołyska.

Tradycyjne biwakowanie ma swój specyficzny urok, glamping również kusi nowoczesnym podejściem – jedno i drugie rozwiązanie na pewno będzie mieć swoich wiernych fanów.

Redakcja serwisu Escapador.pl