Artykuł konkursowy: Wyprawa motocyklowa Karpaty Ukraina-Rumunia

Pojechaliśmy we trzech, motorki dr350 dr650 i KTM adv 640. Mieliśmy trochę mało czasu na przygotowania, więc nie zobaczyliśmy wszystkiego co chcieliśmy. Zaopatrzyliśmy się ma w GPS Quest załadowaliśmy mapę Ukrainy i Rumuni.

Maciek wysłał nam waypointy z motokarpat2006, trochę nas to rozleniwiło i słabo przygotowaliśmy się z analizą trasy. Stwierdziliśmy, że pojedziemy po waypointach i będzie git. Okazało się że nie do końca . Długość wyjazdu 10 dni. Niestety na tyle km jest to za mało czasu.

Wyjechaliśmy w piątek po pracy z małym poślizgiem, spóźnił się kolega który akurat do pracy nie był no i tak kultywował tą tradycje do ostatniego dnia wyjazdu. W Bieszczady dotarliśmy w nocy, rozbiliśmy się pod knajpą i rano zamierzaliśmy uderzyć na Ukrainę.

Wyjechaliśmy dopiero w południe, koledze w dr350 cięgle się coś działo przez cały wyjazd to jakiś kabelek odpadł, śrubka od tłumika, łańcuch się rozciągał i co 600km trzeba było go naciągać. Granicę przekraczaliśmy w Krościeńku, kolejka była spora ale minęliśmy ją bokiem. Pogranicznicy coś tam pomarudzili ale pozwolili przejechać. Ponieważ pierwszy raz przekraczaliśmy granicę z Ukrainą trochę zajęło nam wypisanie „karteczek” cztery razy musieliśmy je wypisywać na nowo bo za każdym razem coś się nie podobało. Jak już zebraliśmy wszystkie karteczki i pieczątki okazało się że przejazd przez granicę zajął nam aż dwie godziny.



Pierwsze tankowanie taniej benzyny, na stacji rozbawił nas widok samochodów wjeżdżających na pochylnie tak aby więcej paliwa weszło pod korek. Na nasze pytanie ile więcej da się zatankować , nie potrafili odpowiedzieć, wszyscy tak robią więc musi wejść więcej. Zaraz za granicą skończył się asfalt, była dziurawa szutrowa droga z dziurami na 30cm a czasem więcej. Rozbijaliśmy się przy rzeczkach, jest sporo miejsc gdzie za darmo można się rozbić. Jest naprawdę bezpiecznie, jedzenie paliwo wszystko jest znacznie tańsze niż u nas. Ludzie bardzo sympatyczni i pomocni. Nie znaliśmy cyrlicy, trochę ciężko było nam rozpoznać nazwy miejscowości. Na Ukrainie można się dogadać po polsku natomiast w rumuński jest zupełnie inny, a ze znajomością angielskiego raczej słabo u nich.
W pierwsze dni planowego lajtowego endurzenia zamieniły się w hard enduro. Pierwszego dnia zrobiliśmy 30km, początek był bardzo obiecujący ładne widoki lajtowe szuterki w pewnym momencie ze ścieżki w lecie zrobił się strumyczek, który wypłukał całą ziemię i zostały same luźne ostre kamienie jazda po nich była koszmarnie trudna leżeliśmy wiele razy. Niestety następny dzień okazał się dopiero ciężki, pojechaliśmy główną drogą (droga widnieje nawet na ogólnej mapie europy) po kilku km zaczęło się mega błoto i bardzo strome podjazdy. Potem było tylko gorzej.

Posłuszeństwa odmówiła dr350. Stało się to po wjechaniu w wodę więc obstawialiśmy zalanie silnika. Z mapy wynikało, że już koniec podjazdów i został nam 2,5km odcinek w dół. Kolega pchał motor i tak dojechaliśmy do rzeki. Na GPS widniała droga, jak się później okazało drogi na ma od powodzi w 2000roku. Nie mieliśmy wyjścia zaczęliśmy jechać ma motorach w dół rzeki, no a kolega pchał. 2,5 km zajęło nam ponad 5 godzin. Woda była bardzo rwąca i woda ponad kolana. Kompletnie przemoczeni dojechaliśmy do wioski naprawą motoru zajął się Iwan, który przyjechał nawalony ziłem. Na szczęście znaleźliśmy Tur-baze wzięliśmy pokój z łazienka. Wioska wessała nas na trzy noce. Iwan motoru nie naprawił, na szczęście właścicielka tur-bazy przpomiała sobie o mechaniku ze stanów. Naprawił nam motor ale straciliśmy sporo czasu.

Pojechaliśmy do Rumuni na granicy musieliśmy dać małą łapówkę bo okazało się, że karteczki mamy źle wypisane. Szkoda nam było czasu na dyskusje z nimi. Pojechaliśmy zwadzić wesoły cmentarz potem zaczęliśmy się kierować na trasę trans fogarską. Niestety nie starczyło nam czasu na przejechanie Urdele. Kierowcy w Rumunii są koszmarni, jeżdżą szybko i bez rozumu, najlepiej omijać szerokim łukiem czerwone drogi.

Po wyprawie mamy duży niedosyt, był to nasz pierwszy większy wyjazd. Dużo się nauczyliśmy.

Za rok na pewno pojedziemy tam na co najmniej dwa tygodnie. Przejechaliśmy prawie 2700km. Problemy były tylko z jednym motorem. dr650 i ktm spisały się świetnie.