Dramat polskich himalaistów na Gaszerbrum

7 lipca w niedzielę Artur Hajzer i Marcin Kaczkan wyszli z obozu III (7150m)by zdobyć szczyt Gasherbrum I (8068m.). Jednakże z powodu złych warunków i bardzo silnego wiatru zawrócili po osiągnięciu 7600m. Po powrocie do obozu III połączyli się z bazą, informując że schodzą na wys. 6400m do obozu II.

Jeszcze tego samego dnia o godzinie 14 czasu lokalnego żona Artura Hejzerta otrzymała sms z informacją, że Marcin Kaczkan spadł kuluarem japońskim i od tego czasu nie ma z nim żadnego kontaktu.

Akcja ratunkowa została podjęta. Pierwsza ekipa tragarzy wysokościowych ruszyła na trasę z 7. na 8.lipca, niestety musieli zawrócić ze względu na wiatr i śnieżycę. Kolejnej nocy pogoda poprawiła się i grupie rosyjskich wspinaczy udało się dotrzeć do obozu II gdzie odnaleźli Marcina Kaczkana.
Kierujący akcja ratunkową Thomas Laemmle otrzymał przez radiotelefon informację od Marcina Kaczkana, że to Artur Hajzer nie żyje. Informację tę niestety potwierdza Krzysztof Wielicki. Kaczkan widział przelatującego obok kolegę, później schodząc znalazł jego ciało.

Skąd zatem sprzeczna wiadomość, która dotarła do Izabeli Hajzer? Jak tłumaczy Krzysztof wielicki, Artur próbował kontaktować się z żoną, ale przez silny wiatr mógł stracić z oczu zjeżdżającego Kaczkana i pomyślał, że tamten spadł. Nie zdementował tej informacji także prawdopodobnie jego wypadek musiał się zdarzyć niedługo później.
 
Artur Hajzer był doskonalym Himalaistą,  w Tatrach zaczynął swoja górską przygodę. Zdobył kilka ośmiotysięczników, a w 1987r razem z Jerzym Kukuczka wszedł na Annapurnę.  W 1989 roku zorganizował akcję ratunkową na przełęczy Lho La, uratował wtedy Andrzeja Marciniaka. Akcja ta była jednym z najbardziej heroicznych przedsięwzięc ratunkowych. Tak zapamiętamy Artura Hajzera.
 

Redakcja serwisu www.escapador.pl