Artykuł konkursowy: Gliwice - Wrocław inaczej

Ludzie pływają po jeziorach, morzach i oceanach. To naturalne – w końcu z tym kojarzą się zwykle rejsy, duży akwen, jacht i żagle. Rzeki są zarezerwowane dla barek transportujących różnego rodzaju artykuły. Jeśli chcemy pojechać z Gliwic do Wrocławia, wsiadamy w auto, wyjeżdżamy na A4 i po 160 km jesteśmy na miejscu. Można jednak INACZEJ…

„Pojedźmy motorówką z Kędzierzyna Koźla do Wrocławia” – pomysł rzucony w październikowy wieczór wydawał się dość odważny. „Jak to motorówką” – pomyślałam, ale Sławek zdecydowanie miał wszystko przemyślane. Wyjazd 6.00 rano z Mariny Lasoki w Kędzierzynie- Koźlu, powinniśmy zdążyć dotrzeć do Wrocławia przed 16.00, kiedy to zamykają śluzy i za otwarcie trzeba płacić podwójną stawkę. Wrzuciliśmy na przyczepę motorówkę, spakowaliśmy śpiwory, ciepłe ciuchy i w drogę. 

Pierwszy przystanek: Marina Lasoki

To urocza i zadbana marina położona w lesie, która poza walorami estetycznymi ma bezcenną wartość dodaną: fantastycznego właściciela. Marina jest doskonale przygotowana do przyjmowania klientów. Infrastruktura sprzyja inicjatywom jak nasza. Obszerny teren pozwala na organizację rozrywek zarówno na wodzie jak i lądzie. No i ten klimat… Czas stoi w miejscu, a my możemy delektować się wspaniałymi widokami na cudowny kanał, las, estetyczne pomosty i przycumowane przy nich łódki i barki. Wieczór poświęcamy rozrywce przy ognisku i planowaniu wiosny. Decydujemy, że koniecznie trzeba pokazać to znajomym i klientom. Wybieramy miejsce na rozstawienie ekranu, który posłuży nam do zrobienia pokazu filmów i zdjęć z wypraw. Kino na świeżym powietrzu przy akompaniamencie rechotania żab – to pomysł, który należy wprowadzić w życie w kolejnym sezonie. Bawimy się świetnie, ale rankiem trzeba wcześnie wstać, więc niechętnie zawijamy się do przyczepy kempingowej na spoczynek.

Świt wita nas rześkim jesiennym chłodem. W powietrzu czuć zimę, a motorówka jest pokryta szronem. Przykrywamy się śpiworami, naciągamy kaptury i w drogę. Odra wygląda zjawiskowo! Delikatna mgła unosi się nad powierzchnią wody i spowija okoliczne pola. Widać zarysy majaczących w mlecznej poświacie drzem i słońce powoli wstające na wschodzie. Jest pięknie. Przed nami 18 śluz, o długości ok. 200m oddalonych od siebie o 5 do 10 km. Zapowiada się pracowity dzień. Idziemy w ślizgu z prędkością ok. 40 km/h, co wywołuje zainteresowanie śluzowych. Jako, że jesteśmy jedyną „jednostką” podróżującą o tej porze roku po Odrze, śluzowi witają z nas z rozbawieniem: „Czekaliśmy na Was”, „Już nas uprzedzili, że jedziecie, ale nie wiedzieliśmy, że tak szybko”, „Powodzenia” – to tylko niektóre z komentarzy, które słyszymy. Najczęściej pojawia się pytanie „co to za jednostka?”

Akapulok

Nic dziwnego – nie płyniemy rozpoznawalną motorówką, ale jednostką którą zbudował Sławek, wykorzystując w tym celu przywieziony z Acapulco kadłub łódki rybackiej (stąd nazwa łodzi). Akapulok to „pancerna” konstrukcja wzmocniona betonem i żywicą. Wygląda dość osobliwie, czym zyskujemy sobie sympatię śluzowych, jednak idzie bezlitośnie w ślizgu pokonując wszystkie przeszkody. Jest na tyle mała, że pozwoliła nam uniknąć niechybnej utraty głów przy spotkaniu z barką remontową. 


Spotkanie z barką remontową

Dzień rozwijał się pięknie. Wreszcie cieplej, wyszło słońce – czy może być lepiej? Rozluźnieni obserwowaliśmy mieniące się kolorami jesieni drzewa, które przeglądały się w lustrze wody. Oświetlały je promienie słońca, co razem tworzyło niepowtarzalny widok. W oddali wyłania się zarys barki remontowej. Nagle, na wysokości naszych głów pojawia się stalowa lina rozciągnięta z barki do brzegu – szybki zwrot na drugą stronę barki i… o kurcze druga lina również do brzegu. Kładziemy się na fotelach, składamy szybę i…udało się, przeszliśmy. Dalsza część podróży przebiega już bez niespodzianek.

Po przystankach na zwiedzanie i lunch w Opolu i Brzegu, docieramy w końcu do Wrocławia. Ostrów Tumski oglądany od strony wody rzuca na kolana. Uroku widokowi dodaje zachód słońca, które spowija miasto i Odrę delikatnym czerwonym kolorem. Mury miasta są poorane śladami amunicji – pozostałość po wojnach, tego nie widać z brzegu, ale z wody możemy wręcz dotknąć historii. Nie mogę uwierzyć, że mamy tak piękne miejsca w kraju i że tak niewiele osób ogląda je w taki sposób.

Koniec podróży weekendowej. Zgodnie postanawiamy – wrócimy tu na wiosnę z większą ekipą. Wrzucamy kolejny pomysł na rejs do naszej oferty.

Ewelina Jupowicz