Alaska Expedition 2011 - cz.1 pamiętnika z rejsu!

W 2011 roku odbył się ALASKA EXPEDITION - rejs zorganizowany przez Szkołę Żeglarstwa Sekstant. Całość napisana jest w formie pamiętnika, dzięki czemu można mocno wczuć się w sytuację załogi. Zachęcam do lektury!

Autorem tekstu oraz genialnych zdjęć jest Kapitan Maciej Sodkiewicz.



2011-06-19

Spotkaliśmy się wcześnie rano na Okęciu. Lecimy do Amsterdamu , gdzie dołączają Benio i Tomek. Przed wejściem do samolotu do Seattle zaczyna się przepytywanie nas przez amerykańskie imigration. A po co? A dlaczego? A czy na pewno nie do roboty? Szybko zauważmy, że gdy mówimy że jesteśmy CREW to oni traktują nas jak zawodowe załogi statków.

Musimy mówić że jesteśmy TURISTS :) 10 godzinny lot minął całkiem sympatycznie. Trasa wiodła nad Islandią i Grenlandią. Ta druga uraczyła nas prawie bezchmurnym niebem i przepięknymi widokami ośnieżonych szczytów.
W końcu lądujemy w Stanach. Tutaj jest dopiero 11AM a nasz dzień wydaje się bardzo, bardzo długi. Części załogi udaje się przebukować lot do Juneau na najbliższy samolot. Reszta ma 8 godzin na zwiedzanie miasta.

Spacerujemy po centrum. Na lewo drapacze chmur, na prawo drapacze chmur. Fajne są. Zrobione z pomysłem, każdy w innym stylu. Nagle pomiędzy nimi dostrzegamy targowisko. W zadaszonym budynku ciągną się rzędy straganów z owocami morza, warzywami oraz kwiatami. Na większości pracują ludzie o indiańskich rysach twarzy. Wielkość krabów, krewetek i ryb pobudza apetyt. Znajdujemy nieduży bar i zamawiamy mieszankę owoców morza. Krewetki i kalmary są ogromne. Jak tak dalej pójdzie to będę musiał omijać je jachtem ;)



Miasto tak nam się spodobało, że spóźniliśmy się na lotnisko. Byliśmy na ostatnią chwilę. Tomkowi i Norbertowi już nie udało się nadać bagażu, a my biegiem wpadliśmy na pokład tuż przed odlotem. W hostelu w Juneau byliśmy po 29 godzinach od wylotu z Warszawy. Sił starczyło mi tylko by wdrapać się na piętrowe łóżko.
To był bardzo długi dzień...
 
2011-06-20
Rano dotarły nasze zguby ze Seattle. Jesteśmy w końcu w komplecie. Jemy śniadanie i ruszamy na poszukiwania jachtu. Juneau to stolica stanu Alaska licząca AŻ 31 tysięcy ludzi. Do tego dochodzi kolejne kilka tysięcy turystów, którzy wylewają się z przypływających tu cruiserów. Miasto posiada oczywiście swoje Krupówki, gdzie turysta może kupić tonę shitowatych rzeczy z napisem ALASKA. Trzeba się stąd jak najszybciej wyrwać.

Spotykamy się z Jackiem i poprzednią załogą. Ustalamy wieczorek zapoznawczo integracyjny na 20 i już możemy uciekać poza miasto. Lokalnym autobusem jedziemy w stronę lodowca Mendenhall. Ostatnie półtorej mili pokonujemy pieszo. Niebo pokrywa gęsta kotara niskich chmur.

Mży.
Podobno to standardowa pogoda dla Alaski. Jeśli nie pada to tylko dlatego że albo właśnie kończyło, albo zaraz zacznie. Nad lodowcem wita nas jednak słońce przedzierające się pomiędzy chmur. Jego promienie licznie oświetlają góry lodowe płynące po jeziorze. W ruch idą aparaty, robimy zdjęcia gór lodowych i wodospadu. Jest ślicznie. Po powrocie do miasta planujemy jeszcze obejrzenie panoramy z okolicznego szczytu, na który można wjechać kolejką linową.


Niestety kolejka po bilety jest dłuższa niż trasa kolejki ;) Dlatego decydujemy się na pieszy spacer. Wieczorem wszyscy są już tak padnięci że prawie zapominamy o spotkaniu z poprzednią załogą. Docieramy z kilkuminutowym opóźnieniem, siadamy w knajpce, słuchamy opowieści gdzie byli i co widzieli.
 
2011-06-21
Początek rejsu. Rano sprawnie przemieszczamy się z hostelu na jacht. Załoga udaje się na wielkie zakupy a ja rozmawiam z miejscowym rybakami. Udaje się wynegocjować zakup jednego małego łososia. Wypatroszony waży 15 funtów :) Po zatankowaniu wody, zaształowaniu jedzenia w końcu ruszamy. Dziwna ta żegluga. Mapy są w sążniach, znaki nawigacyjne na odwrót (IALA B). Za to jest słonecznie, pusto i bezludnie. Płyniemy w dzikie rejony i przez najbliższe kilka dni nie powinno być prawie cywilizacji.

Po dwóch godzinach dostrzegamy pierwszą fontannę wody. Przez lornetkę widać olbrzymiego humbaka. Potem następnego i jeszcze jednego. Płyniemy w ich kierunku. Zwierzęta w ogóle nie przejmują się naszą obecnością. Teraz możemy fotografować je całkiem z bliska. Wieczorne słońce powoli chowa się za wierzchołkami ośnieżonych gór, płyniemy przez dzicz, z lewej wieloryb, z prawej wieloryb, nuda ;)



Na kolację Adam z Benkiem serwują grillowanego łososia i lokalne piwko. Fajnie jest mieć jacht z grillem.
 
2011-06-22
Zrywamy się wcześnie. Dobra pogoda na Alasce to rzadkość. Trzeba ją więc maksymalnie wykorzystać. Wpływamy w fiord Tracy Arm. Już przy wejściu spotkamy duże growlery i sporo bryłek drobnego lodu. Mamy szczęście że jest piękna pogoda i lód wspaniale mieni się w słońcu. Strome, kilkusetmetrowe ściany fiordu wiodą nad krętą drogą do czoła lodowca. Lodu coraz więcej. W tej wspaniałej scenerii siadamy do obiadu na Świerzym powietrzu.



Dziś dla odmiany pieczony łosoś z ziemniakami i pomarańczą.
Po lewej bryłki lodu, po prawej bryłki lodu, na górze słońce, nuda ;) Na kilka kilometrów przed czołem lodowca lód gęstnieje. Stawiamy jacht w dryfie i wodujemy ponton. Tak będzie łatwiej dotrzeć w pobliże lodowca.

Pierwsza grupa płynie pontonem a druga wybiera lód. Po krótkiej selekcji znajdujemy taki co zawiera dużo pęcherzyków powietrza. Teraz trzeba znaleźć coś, by ten lód nie obijał się w kieliszkach ;) W pobliżu czoła lodowca na krach wygrzewają się na słońcu foki wraz z młodymi. Cudowny widok. Gdy tylko wyczują naszą obecność, trącają nosem młode i wspólnie uciekają do wody. Płyniemy tak zygzakiem pomiędzy lodem. Z lewej foki, z prawej foki, nuda ;) , czas wracać na jacht.



2011-06-23
Po nocnej żegludze docieramy do jednej z zewnętrznych wysp Alaski. Przed nami wyspa Baranowa. Słynie ona z tego że zamieszkują ją niedźwiedzie. Średnio 1,5 misia na milę kwadratową. Planujemy dotrzeć do ciepłych źródeł, lecz układ wiatru i prądów zmienia troszeczkę nasze plany. Śniadanie na Świerzym powietrzu, jacht powoli sunący pod pełnymi żaglami. Na lewo pustka, na prawo pustka, nuda ;) Po śniadaniu wchodzimy do zatoki Red Bluff. Wejście jest ciasne i dosyć płytkie. Płyniemy powoli. I nagle słychać świst wydychanego powietrza i jakieś 100 metrów od nas pomiędzy wysepkami wystrzeliwuje fontanna wody. Za nią wyłania się grzbiet wieloryba.

Po raz pierwszy w życiu widziałem wieloryba w zamkniętej zatoce. Zawsze oglądaliśmy je na otwartej przestrzeni. Postanawiamy nie płoszyć go i żeglujemy dalej.



Asia z lornetką wypatruje misia. No bo przecież Alaska bez misia?? Za zakrętem zatoki podziwiamy piękny wodospad. Nie jest bardzo szeroki ale jego kaskady ciekawie skręcają po górskim zboczu. Naprawdę przyjemny widok. Na koniec postanawiamy jeszcze zajrzeć na koniec zatoki. Tam na plaży tuż obok strumienia czeka na nas gospodarz.

Jego brązowe cielsko wygląda naprawdę imponująco. Niestety nie udaje nam się podpłynąć bardzo blisko. Misia płoszy grupa kajakarzy, którzy pojawili się nie wiadomo skąd. Zobaczyliśmy jak staje na tylnych nogach, ruszy, a potem wraca do swojego lasu. Gdy kajakarze odpłynęli misio wrócił nad swój strumień. Szkoda że nie możemy podpłynąć bliżej.

Po południu prądy zmieniają kierunek i możemy popłynąć w końcu do gorących źródeł. Cumujemy przy pływającej kei i uzbrojeni w ręczniki wędrujemy w las. Tuż obok huczącego lodowatego wodospadu wypływają spod ziemi gorące źródła. Ich woda wlewa się do dwóch basenów wykutych w skale. Można zanurzyć się w gorącej lekko siarkowej wodzie. Tuż obok jest odnoga zimnego strumienia, w której można się schłodzić. Jest pięknie cicho i spokojnie. Oprócz nas nie ma nikogo. Słychać tylko łomot wodospadu. Wracamy na jacht i tu dociera do nas informacja o trzęsieniu ziemi na północnym Pacyfiku, niedaleko wybrzeży Alaski. Fala tsunami ma dotrzeć do nas za 24-30 godzin. Trzeba więc spadać stąd pod osłonę dalszych wysp :)



Po drodze odbieramy kolejny komunikat, informujący że fala nie będzie duża i nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Za to pogoda zaczyna się psuć. Po trzech dniach słońca, niebo pokrywa gruba warstwa niskich szarych chmur. Bez przerwy siąpi deszcz. Cóż, w końcu pogoda na Alasce wróciła do normy. Jak dobrze że mamy komfortowy jacht z ogrzewaniem.

Inne artykuły w tym cyklu:
Alaska Expedition 2011 - cz.2 pamiętnika z rejsu!
Alaska Expedition 2011 - cz.3 pamiętnika z rejsu!
Alaska Expedition 2011 - cz.4 pamiętnika z rejsu!